Czorsztyn 2025

Już kiedyś pisaliśmy, że wielkimi fanami turystyki rowerowej byli tacy pisarze jak
Zofia Kossak-Szczucka, Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz. W celu wprowadzenia intelektualnego fermentu do grona literatów, o których wspominamy w swoich wpisach, dołącza dziś... Johann Wolfgang Goethe, uznawany przez wielu za najwybitniejszego przedstawiciela literatury niemieckiej. Czy coś wiemy na temat jego miłości do roweru? Nie! Mało tego. Biorąc pod uwagę lata życia poety, możemy przypuszczać, że o rowerze, a właściwie wówczas o welocypedzie (welocyped - pierwotny rower nieposiadający łańcucha ani hamulców, często z bardzo dużym kołem przednim i małym tylnym) mógł co najwyżej słyszeć.
Zatem powód jego pojawienia się jest zgoła odmienny. Jaki? Goethe mądrym człowiekiem był, zatem z tejże mądrości korzystać trzeba. :)
"KTO NIE IDZIE DO PRZODU, TEN SIĘ COFA"
W naszym przypadku bardziej chodzi o jazdę, ale to nie zmienia faktu, że zgodnie z przekazem wspomnianego powyżej jegomościa staramy się wyznaczać sobie nowe cele i konsekwentnie, ambitnie, pomimo łez, otarć, ran na ciele i psychice (to oczywiście hiperbola, czyli wyolbrzymienie) dążyć do ich realizacji.
Gdzie tym razem był ten PRZÓD?
Postanowiliśmy, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, eksplorować dwie trasy: VELO DUNAJEC I VELO CZORSZTYN- obie uznawane za jedne z najpiękniejszych w Polsce, a tę drugą niektórzy z cyklistów bez chwili zastanowienia stawiają nawet na pierwszym miejscu.
Do Nowego Targu, gdzie zmierzamy, nie jest daleko, ale dotarcie do tego miejsca wcale nie jest takie łatwe. Transport rowerów koleją odrzuciliśmy na etapie planowania, dlatego dzielimy się na dwa obozy. Pani G i młodzież po godzinie 05:00 wyruszają z dworca PKP do Katowic, by potem przesiąść się do pociągu do Krakowa, a stamtąd ruszyć już do miasta, w którym rejestracje samochodów zaczynają się od liter KNT, a pan G załadowanym po sufit rowerami busem, wykorzystując infrastrukturę drogową, także zmierza w tym samym kierunku.
Obie grupy spotykają się po godzinie 11:00 przy ulicy Kolejowej w wiadomym mieście. Montaż sakw i innych elementów ekwipunku przebiega bardzo sprawnie, po kilkunastu minutach ruszamy. Początek podróży mamy wystrzałowy! Dziesięć minut jazdy i rozlega się całkiem donośny wystrzał. Wszyscy są nieco zdezorientowani, ale wszystko zaraz się wyjaśnia. W rowerze Bartka pękła opona! Pora na pierwszy pit stop. Czasu nie mierzymy, natomiast zgodnie oznajmiamy, że usuwanie awarii idzie nam coraz szybciej. :) Po wyjechaniu z centrum miasta zaczyna się piękny odcinek trasy, gdzie Dunajec mamy na wyciągnięcie ręki. Nie tylko zresztą Dunajec. Drogę przecina nam bowiem stado owiec, co staje się pretekstem do zrobienia pierwszych zdjęć. Piętnastokilometrowy odcinek VELO DUNAJEC pomiędzy Nowym Targiem a Jeziorem Czorsztyńskim jest bardzo przyjemny, wiedzie spokojnymi dróżkami. Po drodze znowu robi się... literacko. Przejeżdżamy bowiem przez miejscowość Łopuszna, gdzie wychowywał się ksiądz profesor Józef Tischner, autor wielu książek i ten któremu przypisuje się trzy prawdy: "świentoprowda, tyzprowda i gó..o prowda"
Po dotarciu na Velo Czorsztyn, kiedy widzimy zbiornik i początek trasy, już wiemy, że będzie super. Warto w tym miejscu nadmienić, że na moc pozytywnych wrażeń ma i mieć będzie niebagatelny wpływ sprzyjająca nam aura.
Pierwszy etap to Niedzica. Tu krótki odpoczynek wzbogacony wizytą na zamku, który można zobaczyć w takich produkcjach filmowych jak Janosik, Zemsta czy Wakacje z duchami, zwiedzaniem korony zapory, a także zakupem niezbędnych suwenirów.
Po tych atrakcjach pora wsiąść na statek Dunajec. Tym środkiem transportu dostaniemy się na drugą stronę jeziora, a dokładnie do Czorsztyna, gdzie wzrok przykuwa drugi z zamków. Rejs jest bardzo fajną atrakcją, można delektować się krajobrazem, a w naszym przypadku także odpocząć.
Po dotarciu na miejsce rozpoczynamy kolejny etap podróży. Objechanie jeziora zajmie nam jeszcze trochę czasu, ale nikt nie traci wigoru, no dobrze, może jeden czy dwa podjazdy majaczące na horyzoncie nieco osłabiają zapał. Po drodze mamy małą kolizję, jest rana, na szczęście powierzchowna (dokumentacja zdjęciowa do wglądu), dlatego niczym niezrażeni ruszamy, by zakończyć Velo Czorsztyn i ponownie obrać kurs na Nowy Targ. Docieramy do niego około godziny dziewiętnastej, ale to nie koniec atrakcji. Nim dojedziemy do Ośrodka Wypoczynkowego U Gazdy, musimy pokonać mniej więcej trzykilometrowy podjazd. Co rusz pada pytanie Ile jeszcze?, co skłania do przyjęcia założenia, że wyznaczony członek ekipy będzie na bieżąco informował... ile jeszcze. Na końcu miarą odliczania jest każde pokonywane w pocie czoła sto metrów :) Finiscoronat opus - jesteśmy U Gazdy. Nie będziemy się rozpisywać na temat tego miejsca, wystarczy napisać tak: jeżeli będziecie Państwo szukać noclegu w mieście Nowy Targ, nie zastanawiajcie się. Siedemdziesiąt kilometrów w nogach, pora na zasłużony odpoczynek.
Następny dzień to trzydziestokilometrowa droga do stolicy Tatr. Tu musi pojawić się ostrzeżenie: o ile dzień wcześniej oznaczenie szlaku nie budziło żadnych zastrzeżeń, o tyle znalezienie trasy do Zakopanego jest bardzo trudne. Nam po jakimś czasie się udaje, ale było to już irytujące. Ta część Velo Dunajec nie jest może tak widokowo atrakcyjna, ale przejazd rowerem przez takie miejscowości jak Szaflary, Biały Dunajec czy Poronin pozwala poznać Podhale z trochę innej perspektywy. Choćby z tego powodu naprawdę warto.
Czy wydarzyło się coś nieoczekiwanego? Jeżeli w trasę wyrusza kilkunastu rowerzystów, trzeba być przygotowanym na różne okoliczności. Znowu strzeliło. Cóż jednak wobec strzelonej dętki znaczy strzelony/ urwany łańcuch. Niegdyś, jeszcze za czasów gimnazjum, przerabialiśmy ten sam temat na Półwyspie Helskim, teraz pora usunąć tę samą awarię na drugim końcu Polski. Trwało to nieco dłużej niż z dętką, ale udało się przywrócić rower do pełnej sprawności.
Do Zakopanego docieramy z pewnym opóźnieniem, dlatego jedziemy prosto na Krupówki, a stamtąd, po uzupełnieniu różnych zapasów, ruszamy na ulicę Kasprusie, gdzie mieszka Pani Zosia, babcia jednego z uczestników, która nas ugościła i zgodziła się przechować nasze jednoślady. My dość śpiesznie wyruszamy na dworzec PKP, podziwiając jeszcze po drodze tatrzańskie szczyty.
Do Nowego Targu jedziemy wszyscy, ale tu wysiąść musi pan G, który udaje się busem po rowery, a reszta ekipy w radosnych nastrojach, tym razem bez konieczności przesiadania się, podróżuje do Bielska. Kiedy o godzinie 20:00, z samochodu zostaje wyładowany ostatni rower, nasza kolejna eskapada znajduje swój szczęśliwy finał.
Na koniec znowu będzie...Goethe. Niech klamrą kompozycyjną staną się innego jego słowa, które brzmią: Trwaj chwilo, jakże jesteś piękna.
Tych chwil, które chciałoby się przynajmniej wydłużyć, jest w czasie naszych rowerowych wypraw co niemiara. Mamy nadzieję, że umieszczane przez nas krótkie relacje z podróży, a także dokumentujące je zdjęcia, są jakąś formą ich "trwania".